Heloł!
Walbe pisze:Zasiadam w pierwszym rzędzie i będę kibicował.
Przez 7 lat nauki i pracy w SMW, chyba wszystkie je zaliczyłem

Dzięki. Nie wiem jak budowaliście te kutry i po jakim soku ale każdy jest inny! ;) Jak wszedłem mocniej w temat to się załamałem i teraz kupa czasu idzie na wynajdowanie różnic i innych chochlików ;) Póki co najlepiej rozpoznałem 174 i tego zamierzam zbudować.
A wracając do budowy to skoro powiedziało się A to trzeba powiedzieć B, czyli czas na odbicie kadłuba w kopycie.
Zatem po kolei bo tak łatwiej ;) no i jak zapomnę to kiedyś sam sobie tu przypomnę ;)
Przesmarowałem kopyto porządnie pastą Cire 827. Nałożyłem 5 warstw, z czego 4 wypolerowałem a piątą, ostatnią zostawiłem nie spolerowaną, a potem prysnąłem na to podkładem Motipa. Zdjęcie poniżej pokazuje po wypolerowaniu 4tej warstwy ale przed położeniem piątej i pryśnięciem podkładem.

Następnie jakąś godzinę, półtorej po nałożeniu podkładu przystąpiłem do laminowania. Przygotowałem sobie trzy pojemniki z żywicą L285. W jednym 20g zywicy i 8g utwardzacza wymieszane z talkiem. W drugim 100g żywicy i 40g utwardzacza i w trzecim 50g żywicy i przygotowane ale nie dodane 20g utwardzacza. To w pierwszym pojemniku z talkiem przygotowałem najwcześniej, żeby najszybciej zaczęło żelować. Jak zaczęło żelować to palcem uzupełniłem tym wszystkie zakamarki tj. dziób, ranty przy pokładzie, ranty przy pawęży rufowej oraz stępkę. Ważne żeby weszło w zakamarki i nie spływało, bo są to miejsca gdzie tkanina może nie dojść. Także odpowiednio wcześniej przygotowałem sobie paski tkaniny 50 i 160. Docięta tak żeby położyć 1 warstwę 50tki i dwie 160tki. Przystąpiłem do laminowania używając żywicy z pojemnika drugiego. Malowałem kadłub cieniutką warstwą żywicy i dociskałem następnie okrągłym pędzlem tkaninę tak żeby ją przesączyć i nie dopuścić do powstania pęcherzy powietrza. Zaraz jak tylko skończyłem kłaść warstwę 50tki zacząłem 160tkę dokładnie w ten sam sposób. Pod koniec kładzenia warstwy tkaniny 160 żywica z drugiego pojemnika już zaczynała mi żelować (ciągnęła włosy z tkaniny) i wtedy dodałem utwardzacza do pojemnika trzeciego, wymieszałem porządnie,wziąłem nowy pędzel (kupiłem dwa najtańsze z supermarketu na jednorazówki), dokończyłem kładzenie drugiej warstwy i w ten sam sposób położyłem trzecią i tyle.

Kadłub wyciągnąłem po jakichś 12tu godzinach. Zacząłem od delikatnego odrywania burt od kopyta w stronę wnętrza kadłuba, tam gdzie się dało. Potem wziąłem starą kartę telefoniczną, taką sprzed 20 lat (cienka, giętka i nie rysuje) i wkładałem pomiędzy burty i kopyto coraz głębiej od dziobu do rufy tyle na ile się dało. Potem delikatnie podważyłem dziób i kadłub wyskoczył.

Z kopyta prosto na wagę i...165 gramów

Oczywiście gdyby mieć komorę próżniową albo bardziej nabitą rękę w temacie to by pewnie się zjechało z masą i więcej ale i tak jestem bardzo zadowolony z wyniku

Kilka zbliżeń:

No i grubość kadłuba

Patent na wykonanie formy i kadłuba zapożyczyłem od Artura Napiórkowskiego (ArturN) za co jeszcze raz dzięki. Najbardziej zastanawiało mnie pryskanie motipem przed laminowaniem na niewypolerowaną pastę. Jak się później okazało żywica związała się z podkładem wyrównując fakturę tkaniny dzięki czemu kadłub jest gładki i po niewielkich poprawkach będzie gotowy do malowania (oczywiście po doklejeniu pokładu).
To tyle na dziś.
Pozdr
Piotr