Cześć.
Tak jak pisałem na początku ;) wnętrze opieram na relacjach z budowy plastikowych modeli plus to co jeszcze można wyszperać w sieci. Zatem rozbieżności z oryginałem (którego obecnie w zasadzie brak) są raczej nieuniknione. Co więcej, są różnice między samymi modelami, dlatego nie chce się nad nim jakoś bardzo w trakcie budowy rozwodzić. Założenie jest takie, że kabinę trzeba wzbogacić w stosunku do bazowej wycinanki ale bez archeologicznej rekonstrukcji.
Wracając jeszcze na chwilkę do poprzedniego wpisu – nabyłem wznowienie modelu z Kartonowej Kolekcji. Jest to w mojej ocenie fajnie opracowany model, ale co dla mnie najważniejsze, co nie co z niego bardzo mi się przyda w ewentualnej kontynuacji budowy mojego egzemplarza z MM.
To teraz do meritum sprawy. Zakończyłem prace nad bazową powierzchnią samolotu. Tak samo jak przy osłonie silnika całość po szlifowaniu była wielokrotnie malowana cienkimi warstwami lakieru (Domalux) z niewielkim dodatkiem Vallejo Model Air – aluminium, nanoszonymi płaskim, miękkim pędzlem. Powstała mikstura jest bardzo transparentna i nie daje szybkiego krycia. Nie jest to jednak problem, ponieważ aby uzyskać możliwie równą i gładką powierzchnię należy nakładać wiele cienkich warstw. Kilka razy w trakcie malowania delikatnie szlifowałem pomalowany model. To dodatkowo równało powierzchnię, a także niwelowało jakieś drobne zacieki, których czasem trudno mi było uniknąć. Imitacja aotake we wnękach podwozia to mieszanina farb Vallejo Model Color – blue green i srebrnej stanowiących dodatek do ulubionego lakieru. Na sam koniec całość dostała jeszcze dwie cienkie warstwy czystego lakieru. Mam teraz w miarę (idealnie to raczej nie wyszło) jednolitą i równą powierzchnię.
Następnym etapem będzie psucie tej gładkiej powierzchni przez nanoszenie na nią linii podziału blach i nitowanie. Będzie to zajęcie z gatunku tych raczej mało relaksujących. Zastosowane zostaną igły, szpilki i inne dziobaki. Narzędzia tortur dla lakieru, a dla mnie bogate źródło stresu. Zatem eksperyment trwa dalej…