Wygrzebałem w tym celu z szafy zaczęty w lipcu 2018 roku modelik japońskiego samolotu jednorazowego użytku, przeznaczonego
do zmniejszania populacji amerykanów pragnących odwiedzić wyspy japońskie w 1945 roku przez japońskich pilotów kamikaze.
Powstał tylko jeden prototyp i dostępne jest chyba tylko jedno kiepskiej jakości jego zdjęcie, więc nie będzie stresu związanego z tym,
że - łoo matko ! - a ten ster to nie ma zawiasów w prawidłowym miejscu itp.
Zacznijmy więc od zdjęcia okładki, na której niestety jest zdjęcie modelu zamiast jakiejś ekspresyjnej akwareli przedstawiającej
tonącą ajowę po ataku tej zabójczej broni. Jedną bombę 100 kg mogło to Ta-Go unieść


Części modelu wydrukowane są na dwóch kartkach kartonu a wręgi na jednej kartce papieru .



Instrukcję tym razem przejrzałem ale nie zacząłem pracy tradycyjnie od kabiny, w której siedział wybraniec ale od skrzydeł, albowiem po raz pierwszy w życiu postanowiłem użyć wręg wycinanych laserem, które to od dobrych kilkunastu lat dostępne są na rynku i mam w szafie kilkadziesiąt takich kompletów, z których większość uległa już pewnie połowicznemu rozpadowi.

Zawsze zastanawiałem się czy te wręgi to takie od razu do użycia są czy trzeba jednak wycinać to co w wycinance i naklejać na te lasery co wydaje się kompletnie bez sensu dopóki nie dokona się zakupu jakiegoś bardziej precyzyjnego przyrządu pomiarowego niż linijka dla przedszkolaka.

No i okazuje się, że wręga ma 1 mm grubości a ta z wycinanki coś około 0,10 a trzeba ją nakleić na tekturę 1 mm. Czyli razem 1,10 mm. Niby różnica mała ale w niektórych modelach (np z wydawnictwa Halińskiego) podobno mikrometry mają znaczenie, a w innych wręgi drukowane są na kartonie 0,20-0,25 mm a lasery też pewnie z tektury 1 mm są palone, no ale dopóki nie zmierzę nie powinienem się wypowiadać.
Nie po to wydałem jednak eXtra kasę na lasery aby jeszcze wycinać te wręgi z papieru, więc posklejałem to co wypadło z tektury po odcięciu trzymadeł. Nie składało się to jak klocki LEGO, trochę luzów było ale poszło szybciej niż z naklejaniem na tekturę i wycinaniem tradycyjnym, aczkolwiek czegoś jednak mi brakowało. Już wiem czego - wałkowania kartonu po przyklejeniu i szlifowania wręg po ich wycięciu, to se chyba ne wrati

Lasery posklejane

klejem UHU All Purpose Adhesive, jeszcze w czasach gdy mijając człowieka w sklepie nie patrzyło się na niego jak na potencjalne zagrożenie epidemiologiczne a co najwyżej jak na debila jeśli miał jakiś dziwaczny strój lub głupkowaty tatuaż. Wszystkie pozostałe kleje z powodu leżakowania przez kilka lat w szafie uległy przeterminowaniu i pomimo prób użycia nie nadawały się już do niczego, aby więc kontynuować prace z narażeniem zdrowia musiałem udać się do sklepu w celu zakupu czegoś co pozwoli przeżyć te nieciekawe czasy. No i jedynie jakiś introligatorski i klon BCG udało się zakupić a szukałem kultowego Wikolu. Dobre i to.
No i przyszedł wreszcie czas na kabinę pilota. Prosta jak budowa cepa, ale retusz jednak jakiś wykonać należałoby. Zastosowałem więc ponownie wykorzystywaną przeze mnie dawno temu metodę retuszu kredkami/farbami akwarelowymi nakładanymi za pomocą aplikatorów do barwienia powiek przez białogłowy. No i znowu problem, bo w większości tych aplikatorów leżakujących z 10 lat w szufladzie gąbki rozpadały się po potarciu nimi powierzchni kredki/farbki. Tylko te używane wcześniej jeszcze się jakoś trzymały.
Kolor na razie kompletnie nie dobrany ale tego raczej nie będzie widać po sklejeniu, i tak lepszy taki niż jakieś białe krawędzie.

Szary do fotela pasował nawet dość dobrze, więc potraktowałem tą kredką tak biały tył fotela jak i zadrukowany przód. Na zdjęciu wszystko jest jeszcze mokre, po wyschnięciu kolory znacznie się rozjaśniły.

Niestety żaden z kolorów w farbkach akwarelowych, które mam nie pasuje do tego zielonego. Trzeba będzie coś namieszać.

W kabinie pilota znajduje się jedna jedyna wajcha, pewnie jest to manetka gazu. Wydziergałem ją już nie pierwszej nowości ostrzem Olfy z wykorzystaniem lupy na statywie zwanym trzecią ręką.

No i przyszła pora na pasy pilota choć wątpię aby prototyp je miał ale mogę się mylić.
Udało mi się wyciąć pas i klamrę jednak ze względu na podeszły już chyba wiek albo źle dobrane okulary nie bardzo już widzę dokładnie co wycinam/sklejam, niestety po potraktowaniu tejże klamry wodnym roztworem szarej kredki akwarelowej o zbyt dużej zawartości wody musiałem
zacząć szukać jakiegoś drucika, który zastąpi to co uległo anihilacji. Na pierwszy ogień poszedł drucik miedziany

ale gdy wykonałem prototyp doszło do mnie, że trzeba to będzie pomalować na kolor srebrny albo aluminiowy. A jak to było w tej reklamie?
"Nieee... Barbara, ja się nie dam w to wrobić !". No i przypomniałem sobie, że podczas poszukiwania farbek wodnych do retuszu w jednym z
pudełek znalazłam jakieś kolorowe druty a wśród nich srebrny.

Miedziany miał 0,25 mm, srebrny z czeskiej firmy 0,30 mm, nie wiem jaka była klamra w Ta-Go jeśli w ogóle była więc nie muszę się tym przejmować.
Ale gięcie tych drucików dopiero w następnym odcinku.